Fot. manrepeller.com |
Kilka dni temu świat obeszła wiadomość o decyzji Daniela
Brodsky'iego, dyrektora Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, która brzmi
następująco: Costume Institute najstarszego amerykańskiego muzeum zmieni
nazwę na Anna Wintour Costume Center. Decyzja przestaje być zaskakująca
w momencie zaznajomienia się z działalnością redaktor naczelnej amerykańskiego
Vogue'a. Jej współpraca z zarządem instytutu sięga roku 1995 - od tego czasu,
dzięki ogromnej sile perswazji i bogatym kontaktom wśród zacnej grupy ludzi
mody, Wintour zebrała 125 milionów dolarów, przeznaczonych na rozbudowę
przestrzenną, technologiczną i promocję Costume Institute. Działalność
filantropijna takiego kalibru robi niesamowite wrażenie. A jakie wrażenie robi
owa działalność u nas, w kręgu polskiego światka prężnie rozwijającej się mody?
I nie mam na myśli strategii CSR-owej na poziomie odpowiedzialności czysto
ekologicznej, związanej z przyjaznym dla środowiska pozyskiwaniem materiałów,
czy społecznej, ale wiążącej się tylko z polityką wewnętrzną marki, jej
pracownikami i ich warunkami pracy. Dziś CSR - pozwolę sobie na to określenie -
"podstawowy" staje się swoistą oczywistością, wyzwaniem, ale
obowiązkowym do podjęcia. Mnie interesuje działalność odpowiedzialnego biznesu
mody na poziomie zaawansowanym, wykraczającym poza granice obszaru, w którym
powstaje produkt i jest sprzedawany. Oto wyniki mojego małego, internetowego
przeglądu, dotyczącego rodzimej działalności filantropijnej i podsumowujące go
wnioski.