24 września 2013

Fenomen Moschino. Sukces kurczaka na głowie

Pęk pluszowych misiów zamiast kapelusza, croissant na szyi i ogromna czapka-szybowiec. To tylko skrót przerysowanej, przekomicznej i, nie boję użyć się tego słowa, przedziwnej jubileuszowo-sentymentalnej kolekcji włoskiej marki Moschino. Skondensowanie paradoksalnego, krzyczącego, a mimo to eleganckiego kiczu na jednym wybiegu wydaje się wiernie oddawać filozofię nieżyjącego już założyciela domu. Ubrania proponowane przez Moschino miały być zakwestionowaniem wysokiego krawiectwa, zaprzeczeniem bufonowatej mody. Jednak permanentna przerysowana konstrukcja pokazów pokazuje, że przez trzydzieści lat istnienia marki, to, co miało być na początku pewnego rodzaju luźnym dowcipem, stało się pożądanym kabaretem. Analizując poszczególne detale, spróbuję zrozumieć, dlaczego taki bezczelny, bezpośredni humor odnosi w "wielkim świecie mody" ogromny sukces.


Moschino wiosna-lato 2014
Lata 80. kojarzą się ze zrywami wyzwoleńczymi. Ze sprzeciwem. Z pragnieniem wolności. Zawsze podkreślam, że moda biegnie równo z polityczną sytuacją świata, więc także i w kwestii Moschino mogę  gdybać, że na Franco wpłynęły bieżące wydarzenia i przez nie zapragnął sprzeciwić się ówczesnej etykiecie. Z drugiej strony, praca u Gianni'ego Versace mogła go po prostu zmęczyć, ten modowy patos, ta modowa potrzeba bycia błyszczącym i cudownie wypieszczonym. W każdym bądź razie, z tego czy innego powodu, powstała marka... zabawna. Moda nie bywała zabawna, co więcej, Moschino śmieszy, a moda z reguły ma zachwycać, nie wzbudzać śmiech. Nie można jednak przeoczyć ważnego elementu tej śmieszności - seksapilu. Kobieta jest najbardziej pociągająca wtedy, gdy jest zabawna i seksowna, czyli atrakcyjna i jednocześnie zdystansowana do samej siebie. Franco i jego teraźniejsza zastępczyni Rossella Jardini doskonale o tym wiedzą i nie boja się wyolbrzymienia, wyostrzenia efektu końcowego. 
Moschino zima 2011
Zimowa kolekcja 2011. Dominują smokingowe płaszcze oraz baskinki ozdabiające przylegające do ciała, wyrafinowane sukienki. I nagle na głowie jednej z modelek, w towarzystwie czarnej, wizytowej sukienki z białym żabotem, pojawia się olbrzymi kurczak. Groteska - absurdalne połączenie dwóch elementów do siebie niepasujących i zwrócenie uwagi na detal, który karykaturuje całość.
Można by tak wymieniać bez końca: spódniczki-harmonijki w kolekcji zima 2010, błękitne, fikuśne zakolanówki wiosną 2004, namalowane, nieprawdziwe falbanki w wiosennej kolekcji 2006. Opozycją w tych samych kolekcjach jest odważna, nieposkromiona, nieokiełznana kobiecość.
Moschino wiosna 2006
Szczerze mówiąc, byłam przekonana, że ten tekst będzie z mojej strony bardziej krytyczny. Nie jestem zwolennikiem kiczowatych ubrań-przebrań, ani zbędnie przesadzonych detali. Moschino w mojej świadomości bytowało jako marka lubiąca kolorować, kolokwialnie rzecz ujmując - bajerować. Ku mojemu zdziwieniu ten bajer na mnie działa i w całości mnie porywa. Nie do tego stopnia, bym z dumą wyszła na ulicę z kurczakiem na głowie, ale na pewno tak, bym potraktowała tę czapkę jako lekcję dystansu do mody. Moschino pokazuje mi rzeczy śmieszne, ale nie każe mi tego nosić. Zachęca mnie do wspólnego śmiechu, a przy tym namawia do włożenia seksownej, bieliźnianej sukienki. Oto sukces.

Brak komentarzy: