2 września 2013

Mała czarna. Bardziej modowe cappucino z pianką.

Projekt Mała Czarna Facebook
Jeśli mogłabym określić prężnie rozwijającą się modę polską, powiedziałabym: miasto i użytkowość. Skłoniłabym się nawet ku praktyczności (której na szczęście w modzie światowej jest coraz więcej), bo brak w niej zbędnych udziwnień i eksperymentów, które popsułyby ogólną ideę młodych projektantów - trafienia do dużej masy nowoczesnych, pewnych siebie ludzi. "Niepowtarzalny efekt końcowy", "fascynacja zmianą", "komfort, elegancja, luksus". Tak lansowane są świeże, polskie kolekcje i takiego lansu nie mogło zabraknąć na sobotnich pokazach "Małej czarnej VI" - szóstej edycji poznańskiego wydarzenia modowego, na którym zaprezentowało się siedem młodych marek. Ja z każdej kolekcji wybrałam reprezentatywną perełkę i spróbowałam wcielić się w docelowego kupca owych ubrań, by ocenić ich wcześniej wspomnianą użytkowość. A więc jestem teraz nowoczesną, pewną siebie kobietą, mieszkającą w samym sercu miejskiej dżungli. Co wybieram?


Kolekcja prosta, mało odważna, chciałoby się powiedzieć: dla wszystkich. Prosty krój tunik i banalność nadruków przełamuje cukierkowy róż i trochę zieleni na poszarpanym materiale. Praktyczne w najdobitniejszym tego słowa znaczeniu.  Górę bierze ciemno-popielata asymetryczna spódnica, do niczego niezobowiązująca, a pasująca do wszystkiego. Szpilki, trampki, żakiet, bezrękawnik, każdy z tych elementów doda jej unikatowego charakteru.

Klingsporn, fot. Marcin Kilarski

ANGELIKA WYSOCZARSKA, kolekcja Magic Mirror
Miało być magicznie, było pół-magicznie, lekko magicznie-pstrokato. Dziewczęco. Nie, dziewczyńsko. Ja szukam kobiecości, elegancji. I znajduję ją w cytrynowej, naprawdę magicznie zwiewnej sukni. Odważnej nie tylko ze względu na kolor, ale i obszar ciała, który odsłania. Trochę mniej praktycznie, ale ponętniej. Egzotyczniej. Seksowniej. 
A. Wysoczarska, fot. Marcin Kilarski

Dres w innym wydaniu. Bardzo komfortowo, ultra nowocześnie, mało klasycznie. Miejski, ciężki styl, trochę nie dla mnie ze względu na brak powagi. Wyjątek: wybieram zestaw najbardziej odbiegający od całości kolekcji, czyli ten z największą ilością pierwiastka kobiecego. Pufiaste, wzorzyste spodnie i masywny płaszcz to mało sportu, dużo casualu. Bez skrajności.
Hermanitas, fot. Andrzej Mann
"Klasyczna elegancja z posypką szaleństwa" - tak prowadzący zapowiedział tę kolekcję. Z tym szaleństwem bym nie przesadzała, ale klasycznie było na pewno. Gama kolorystyczna obejmowała zarówno fuksję, jak i khaki, beż, jak i granat. Chwilę zabrało mi, by zdecydować  czy lepsze są punkowe, lśniące rurki czy innowacyjne płaszczo-sukienki. Jednak to drugie. Tutaj wygrała pomysłowość i unikatowość, a to właśnie one czynią kobietę elegancką i pewną siebie.
Olga Passia, fot. Andrzej Mann
Już pierwszy zestaw, a to właśnie ten spodobał mi się najbardziej, zapowiedział charakter kolekcji. Nie mówiąc już o mocnej piosence, w której dało się usłyszeć dwa, przeplatające się na zmianę, angielskie wulgaryzmy. Unisexowe, sadomasochistyczne show. Tutaj, powiedzmy, elegancka dama zmienia się w festiwalową divę. Bardziej nowocześnie-wulgarną, niż nowoczesną.

Klu., fot. Andrzej Mann

Czerń max, pikowana, czarna skóra, czerń w połączeniu z bielą. Może być coś bardziej eleganckiego? Prosto, wyraziście, bez niczego, co by raziło aż nadto (bo błyskotki na ćwiekowanych stanikach błyszczały dość mocno). Dodatkowo zgodnie z Wielkim Zachodem i trendami, które dyktuje. A raczej trendami, które przestał dyktować. W każdym bądź razie, klasa. Prawdziwa perełka to czarne, skórzane spodnie i jasny, minimalistyczny sweter.

I love fashion Paris, fot. Andrzej Mann
Finał okazał się przesłodką wisienką na torcie, chciałoby się jeść garściami. Znów czerń, znów ponadczasowość. Geometria i ostrość sukienek doskonale wpisują się w wizerunek kobiety pewnej siebie. Do tego miękka skóra, plisy i poszerzone biodra - całość osiąga zenit seksapilu. Artystycznym dopełnieniem były plastikowe, co zabawne, zapinane na zamek z tyłu, sukienki, bardziej do oglądania niż noszenia. Wybór perełek, a raczej pereł, tego pokazu nie należał do najłatwiejszych. Sprostałam zadaniu i oto mamy: fikuśną płaszczo-marynarkę, skórzany golf i mieniącą się, plisowaną spódnicę. Wszystko oszałamiające. 

 
Jarosław Juźwin, fot. Marcin Kilarski






"Mała czarna" to dowód na to, że moda polska idzie w tym dobrym, mało udziwnionym kierunku. Oczywiście nie twierdzę, że leginsy w musztardową panterę i kamuflażowa bluza (Klu., by Edyta Jermacz) nie są dziwne, ale nie na tyle, by móc się tą dziwnością brzydzić. Można się nią nawet zaintrygować, a elegancją, która była wszechobecna, wręcz zachwycić.

3 komentarze:

Unknown pisze...

fantastic creations, really talented designers!






http://style-squared.blogspot.ca/

https://www.facebook.com/StyleSquaredByZM

Anonimowy pisze...

Cytrynowa sukienka.. cudo! :)

CONFASSION pisze...

Jarosław Juźwin i sukienka z drugiego zdjęcia to po prostu mistrzostwo świata! Wszędzie szukam sukienki/ spódnicy o takim kroju. Mistrz po prostu mistrz!