18 lutego 2014

Wariacje na temat płaszcza

Marlene Dietrich w trenczu Burberry
W dalekiej przeszłości płaszcz pełnił funkcję nobilitacyjną: starożytne wełniane paludamentum (żołnierski płaszcz) nosili rzymscy imperatorzy, wodzowie i oficerowie, a w zależności od pełnionej funkcji właściciela, płaszcz różnił się kolorem. To okrycie wierzchnie ma też korzenie religijne - afgańskie muzułmanki noszą parandżę, by zasłonić dokładnie całe ciało i nie kusić, broń cię Boże, odkrytym łokciem czy kostką.

Płaszcz jest elementem ubioru, który często odzwierciedlał sytuację obyczajową, na przykład długa, czarna peleryna była na przełomie XIX i XX wieku dewizą dekadenckiej cyganerii artystycznej, ale, należy zwrócić na to uwagę, męskiej cyganerii. Kobiety w Polsce - i to tylko należące do warstwy arystokratycznej! - w XIX nosiły tzw. kontusik, jakże szlachecki i jakże formalny (tutaj można obejrzeć piękną galerię europejskich płaszczów i szali XIX wieku).

Płaszcz damski, w formie podobnej, która znana jest nam współcześnie, zyskał na popularności dopiero w latach dwudziestych XX wieku. Był bardzo obszerny i ozdabiał go ogromny, futrzany kołnierz. Lata pięćdziesiąte to okres świetności kultowego już trenczu Burberry, który z dumą filmowych diw nosiły Marlene Dietrich, Sophia Loren i Audrey Hepburn.

Piszę o tym dlatego, żeby zaznaczyć młodość obecności płaszcza we współczesnej modzie. Mimo to, że powyższa historia świadczy o dość formalnej, konserwatywnej i ograniczonej roli płaszcza (ale bardzo znaczącej!), jego aktualny wygląd jest wynikiem bardzo szybkiej ewolucji, bo nieco ponad sto lat dzieli owy kontusik od nowoczesnej, ekscentrycznej, krzykliwej i bardzo nieobliczalnej postaci płaszczów z tegorocznych wybiegów.

Ale do rzeczy. Oglądając londyńskie pokazy, nic tak bardzo mnie nie zaintrygowało, jak wielość kolorów i wzorów okryć wierzchnich. Płaszcz w intensywnym kolorze zazwyczaj skupia na sobie oczy przechodniów, a to z tej prostej przyczyny, że bardzo wyróżnia się na tle czerni, szarości, brązów i beżów, a tej zimy dodatkowo ciemno-zielonych parek. Ja sama posiadam kolekcję płaszczów w neutralnych kolorach (trzy czarne, biały, jasno-beżowy, w czarno-białą jodełkę, czarny w białe kropki) i, jeszcze do wczoraj, nie pomyślałabym nawet o zakupieniu długiego, oranżowego płaszcza. Aż nie zobaczyłam tego z kolekcji jesiennej 2014 od Preen by Thornton Bregazzi. I tego różowo-fioletowego od Paula Smitha. I wielu, wielu innych, które mnie zachwyciły i które naprawdę pragnę przyszłej zimy nosić.

Nie jest to przejaw mojej modowej brawury, ale raczej swoistej ubraniowej świadomości. Przecież płaszcz jest elementem garderoby każdej kobiety i tak, jak wysokie, trudne do noszenia kozaki za kolano czy niebezpieczny zestaw spódnicy i topu odkrywającego brzuch, może być częścią składową przemyślanego, nieprzypadkowego stroju. Oczywiście, nie przesadzajmy, bo frazeologizm "pójście na całość" w tym przypadku się kompletnie nie sprawdzi. Granica pomiędzy wyrafinowaną, modową zabawą a jaskrawym, kiczowatym przebraniem jest bardzo cienka.

Na londyńskich pokazach żadna granica nie została przekroczona, dlatego z wielką uciechą dla autorskiego i czytelniczego oka, zaprezentuję swój wybór nieograniczonych w oryginalności płaszczów na sezon jesienny 2014 z London Fashion Week.
Vivienne Westwood Red Label, Jonathan Saunders, Paul Smith, House of Holland
Joseph, Preen by Thornton Bregazzi, Temperley London, Richard Nicoll

Topshop Unique, Christopher Kane, Burberry Prorsum, Erdem
Issa, David Kuma, Tom Ford, Peter Pilotto

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Pikowany płaszcz Temperley London skradł moje serce. Niby szary ale za to materiał i krój sprawiają,że jest niesamowicie ciekawy! Ewentualnie chętnie przygarnę modrakowy od Richarda Nicolli.

Julia Stefańska pisze...

Taaak, szaro-srebrny od Temperley jest niesamowity. <3

Nana pisze...

Po obejrzeniu kilkunastu pokazów z nowojorskiego, londyńskiego i mediolańskiego fashion weeku stwierdzam, że widziałam chyba każdą możliwą wariację na temat płaszcza. I jestem tym faktem zachwycona! Kiedy nasi rodzimi projektanci wciąż bawią się w projektowanie sukienek, za zachodnią granicą ewidentnie wolą nakrycia wierzchnie. Może nie w przyszłym sezonie, ale za dwa lata czy trzy mam nadzieję, że ten trend zacznie pojawiać się w Polsce, bo nie mogę już patrzeć na te zimowe, szare, smutne kurtki.