23 kwietnia 2012

Kto nie powinien nosić szpilek

klasyka Louboutin'a
Dzięki Katarzynie Medycejskiej - żonie Henryka II - stały się symbolem luksusu i elegancji. Dzisiaj kobiety wydają na nie nawet 70% swoich wydatków (reszta to rachunki i jedzenie). Wszystkie chcemy w nich chodzić i, mimo że czasem się tego wypieramy, robimy to przede wszystkim po to, by w oczach mężczyzn stać się jeszcze bardziej pożądanymi. To właśnie szpilki uwypuklają naszą kobiecość (nie żadne lity, masywne koturny czy gumowe meliski) i czynią nas pewniejszymi siebie. Niestety prawdą jest jednak, że aby móc włożyć tę piękną, seksowną parę obuwia, już trzeba być na tyle pewną siebie, by nie wstydzić się dzikich, męskich spojrzeń. A tych na pewno nie będzie mało, no, chyba że szpilki trafią na niewłaściwe stopy...
Ryłko
"Przy obcasach najważniejszy jest chód. Nie ma piękniejszego widoku niż kobieta, która potrafi chodzić na szpilkach" - mówi Christian Louboutin w wywiadzie dla majowego ELLE. I bez wątpięnia ten mistrz projektowania 12-centymetrowych cudeniek ma rację. Strasznym przeżyciem jest zobaczenie kobiety, której kolana podczas chodzenia na obcasach uginają się jakby pod olbrzymim ciężarem lub śmiesznie o siebie zahaczają. Radzę przeczytać rozmowę ze szpilkowym magikiem i posłuchać jego rady: "Jeśli nie jesteś w stanie tego zrobić [chodzić w szpilkach], wróć do tenisówek". Oczywiście, że nie będziesz wyglądać ponętnie (nie zgadzam się, że tenisówki w połączeniu z obcisłą sukienką przestają być sportowe), ale przynajmniej oszczędzisz sobie siniaków albo co gorsze, utraty górnych jedynek. Rzecz jasna - wyolbrzymiam i nawet się trochę śmieję, ale chodzi mi konkretnie o to, że wytworne szpilki nie mogą być obowiązkiem i głupotą jest twierdzenie, że dosłownie każda kobieta powinna mieć parę czarnych czółenek. Owszem, takie buty dodają klasy, ale osobiście znam osobę, która posiada wystarczająco dużo klasy wewnętrznej, by prezentować się elegancko bez butów na obcasie. Domyślam się, że ona też postrzega jako bezsens kupowanie butów, które zamienia się na płaskie po dwóch godzinach chodzenia/tańczenia/stania. Decydując się na szpilki, decydujesz się na prezentowanie siebie, a nic dobrego nie prezentujesz, jeśli te wysokie, świeżo kupione właśnie na najbliższą imprezę szpilki ściągasz równie szybko, jak je zakładasz. Ubiór ma być w dużej mierze odbiciem osobowości, a buty są moim zdaniem najważniejszym wykończeniem ubioru, dlatego to one powinny odzwierciedlać charakter najbardziej. Szpilki zdecydowanie są kobiece, ale nie wtedy, kiedy nosimy je z samego przekonania, że takie są. Musimy wiedzieć, że mając je na nogach, nie stajemy się kimś innym. Wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej pokazujemy swoje "prawdziwe ja". Właśnie z tego powodu moje dwie pary szpilek to proste Ryłko z pięknym "dekoltem" (jak nazywa to C. Louboutin) i skórzane sandały Venezia z zeszłego sezonu przecenione o ponad połowę (nawet nie ma ich zdjęcia w Internecie, więc dodam je niebawem, korzystając z mojej osobistej galerii). Jak widać, mało krzykliwie. Amodnie.

1 komentarz:

deyzis pisze...

Bardzo mi się podoba post.
Dawno nikt mnie tak nie zainteresował :)